|
[pagina]
Małgorzata Szyszka, choć pracuje w biurze, z wykształcenia i z zamiłowania
jest reżyserem. Prowadzi warsztaty teatralne dla dzieci i młodzieży, pisze
dramaty, reżyseruje. Przygotowała Dwa razy dwa - cztery, czyli wszystko, co
piękne i wzniosłe na podstawie utworów Dostojewskiego. Tym razem przeniosła na
scenę prozę Białoszewskiego. W przedstawieniu Flirt wystąpiło dwoje młodych
aktorów: Katarzyna Kwiatkowska i Borys Jaźnicki.
Wczoraj mogliśmy ich oglądać na X Konkursie
Teatrów Ogródkowych
w Dolinie Szwajcarskiej. Wystąpią tam także dziś i jutro o godz. 19.
Aneta Prymaka: Na dworcu przypadkiem spotyka się dwójka młodych ludzi.
Wspólnie podróżują, nie bardzo wiadomo dokąd. Zaczyna się Flirt.
Małgorzata Szyszka, autorka i reżyser spektaklu: Spotykają się dwie osoby i
dwa różne światy. Próbują się porozumieć. I odkrywają w sobie wielką namiętność.
Mamy wczesne lata 70., podwarszawskie, trochę prowincjonalne klimaty...
Katarzyna Kwiatkowska grająca Ją: Ona jest dość prostą, niezbyt wykształconą,
ale bardzo wrażliwą dziewczyną. Żyje w świecie głupkowatych fantazji i wciąż
poszukuje wielkiej przygody. Ma syndrom osoby zagadującej - zaczepia ludzi i od
razu przechodzi z nimi w zażyłą znajomość. Opowiada o sobie, jest otwarta.
Przychodzi na dworzec w poszukiwaniu tych kontaktów. I spotyka Jego.
Borys Jaźnicki grający Jego: On jest z dużego miasta, studiuje filozofię czy
teologię. Jest typem intelektualisty, trochę wycofanego i zakompleksionego.
Maskuje to pewnym siebie sposobem bycia. Gdy Ona pyta, kim jest z zawodu, mówi,
że literatem. Twierdzi, że wydał kilka książek, które świetnie się sprzedają. A
naprawdę napisał dwa wiersze i wydrukował je w 30 egzemplarzach, które rozdał
znajomym. Życie wydaje mu się nudne i szare. Też wychodzi w świat szukać czegoś
ciekawego. I tam zaczepia go Ona. Decydują się na wspólną podróż.
Co może wyniknąć ze spotkania tak różnych osób?
MS: Choć trudne, bardzo ich ono zmienia. Spotykają się dwie zupełnie inne
mądrości - mądrość Jej, wzięta z życia, i Jego mądrość książkowa. Próbują się ze
sobą porozumieć, jakoś do siebie dotrzeć, ale okazuje się to prawie niemożliwe.
Mówią innymi językami, nie rozumieją się. Pomimo to zmieniają siebie wzajemnie.
Kontakt z innością, niemal przeciwieństwem, łamie ich przyzwyczajenia, utarte
schematy. Otwiera nowe horyzonty.
I prowadzi do happy endu?
M.S.: Niezupełnie, zresztą nie będę zdradzać zakończenia. Na pewno dla obojga
to spotkanie jest ważne. Z gatunku tych, których się nie zapomina, niezależnie
od tego, co będzie później.
Ale chciałabym wiedzieć, czy to smutne przedstawienie i czy zabrać na nie
chusteczki do nosa?
K.K.: Ludzie częściej płaczą ze śmiechu. Gdy ostatnio graliśmy na Malcie w
Poznaniu, jedna dziewczyna dostała takiego ataku śmiechu, że głośno rechotała
przez całe przedstawienie. Bo nasi bohaterowie bywają bardzo zabawni.
B.J.: Ale żeby nie wyszło, że jest to pasmo gagów. Nie gramy tego farsowo. Ta
śmieszność wynika z ich wzajemnego zderzenia.
Co Panią zafascynowało w historii tych dwojga, żeby ją wystawić?
MS: Poza historią obyczajową, mam nadzieję, że udało nam się zrobić
uniwersalną opowieść o wędrówce przez życie. Moi bohaterowie nie do końca
wiedzą, dokąd jadą. Raz do Falenicy, za chwilę okazuje się, że do Otwocka. Wciąż
się cofają. Brak tu wyraźnej logiki. Dla mnie to symbol naszego ciągłego
gubienia się w życiu. Uparcie dążymy do czegoś, a gdy już dochodzimy, okazuje
się, że niczego tam nie ma. I odwrotnie. Chcemy gdzieś wyjechać, żeby coś
wielkiego się stało. A ten najważniejszy moment życia może trafić się w zwykły,
na pozór nudny dzień. Zwyczajny przejazd autobusem linii 522 między placem
Bankowym a Alejami Jerozolimskimi może odmienić całe nasze życie. I tylko od
naszej umiejętności obserwacji zależy, czy to dostrzeżemy.
Flirt - pon.-wt. godz. 19. Dolina Szwajcarska. W poniedziałek o godz. 20
wystąpi tu także teatr Szturarzer z przedstawieniem Trzecie coś
[podpis pod fot./rys.]
© Archiwum GW, wersja 1998
Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl