[pagina]
Mówiłem, że ma grać Strauss, a nie jakieś radio - Andrzej Tadeusz Kijowski,
szef konkursu teatrów ogródkowych jest
wyraźnie poirytowany dyskotekową muzyką z głośników. Na chwilę znika w kulisach
zaimprowizowanej sceny i wkrótce park w Dolinie Szwajcarskiej wypełnia się
łagodnymi dźwiękami walca.
Ten publicysta i dziennikarz telewizyjny od przeszło dziesięciu lat próbuje
wskrzesić tradycję teatrów grających niegdyś w ogródkach przy warszawskich
kawiarniach i restauracjach. Alhambra, Tivoli, Eldorado, Arkadia...
W początkach lat 90. Kijowski wymyślił i zorganizował w Warszawie konkurs teatrów ogródkowych. Małe zespoły z całej Polski występowały
latem na dziedzińcach warszawskich kawiarń Lapidarium i Gwiazdeczka, później w
Starej Dziekance i na Mariensztacie. Jury składające się z aktorów, reżyserów i
krytyków przyznawało nagrody, których nazwy brzmiały jak tytuły wyścigów
konnych: Wielka Ogródkowa, Duża Ogródkowa i Mała Ogródkowa. Dopiero w 1999 r.
Kijowskiemu udało się konkurs zorganizować tam, gdzie naprawdę przed wojną stały
teatry ogródkowe - w Dolinie Szwajcarskiej.
- Gdzieś tutaj Adolfina Zimajer tańczyła sto lat temu kankana - mówi
Kijowski. W dolinie położonej niedaleko Alei Ujazdowskich odbywały się w XIX
wieku koncerty, w teatrze Odeon występowała trupa Anastazego Trapszy, latem
chodziło się do cyrku i na wrotkarnię, zimą - na najpopularniejszą w Warszawie
ślizgawkę. Dzisiaj Kijowski chce przywrócić świetność temu miejscu.
- Nie interesuje mnie teatr-instytucja - wyznaje szef i dyrektor artystyczny
konkursu i cytuje z pamięci List o widowiskach Jana Jakuba Rousseau: Nie
gódźmy się na ekskluzywne widowiska przeznaczone dla garstki ludzi, którzy
zamykają się smętnie w ciemnej spelunce i trwają zamknięci i nieruchomi w ciszy
i bezczynności....
W opublikowanej blisko dwadzieścia lat temu książce Chwyt teatralny
Kijowski dowodził, że sztuka nie jest zawodem, ale cudem, który może zdarzyć się
wszędzie. W kościele. Na ulicy. Albo tutaj, na trawie, w otoczeniu kawiarnianych
stolików. - Przez dziesięć lat trwania konkursu kilka takich cudów się zdarzyło
- mówi autor Chwytu teatralnego.
Pierwszy cud: kiedy aktorki z Teatru Miejskiego w Gdyni zagrały mimo
strasznej ulewy swój spektakl Nie przerywajcie zabawy. Drugi cud: gdy
Bronisław Wrocławski zachwycił publiczność monodramem według Tutam Shaeffera.
Trzeci cud: chwila, kiedy za widownią na trawie położył się lump z butelką
piwa, aby obejrzeć przedstawienie teatralne.
- W 1989 r. uświadomiłem sobie, że nie ma powodu nadal żyć w niszy, jaką była
szkoła teatralna, w której wykładałem. Już nie miałem wytłumaczenia przed żoną i
dziećmi, dlaczego nie zarabiam pieniędzy.
Estetyk stał się dziennikarzem. Z gazet przechodzi do nowo utworzonej
telewizji Polonia 1. W swoim programie rozmawia z politykami - od Kuronia do
Tejkowskiego. W 1992 r. Kijowski razem z szefem staromiejskiej kawiarni
Lapidarium Jackiem Kilińskim organizuje za pieniądze samorządu pierwszy konkurs teatrów ogródkowych. Na dziedziniec, otoczony dzikim winem walą
tłumy. Z radnego i dziennikarza Kijowski staje się dyrektorem sezonowego teatru.
Znajomość świata mediów pomaga w reklamie imprezy. Wszystkim zajmuje się sam.
Żeby zbudować stronę konkursu w Internecie, uczy się komputerowego języka HTML.
Kiedy trzeba, sam staje za barem i sprzedaje wino.
W ciągu dziesięciu lat przez konkurs przewinęło się ponad sto grup z całej
Polski. W ogródkach występowało wielu wybitnych aktorów: Ewa Dałkowska, Jerzy
Bińczycki, Mirosław Konarowski, Marta Bizoń, Jolanta Fraszyńska. Tu debiutowała
Edyta Olszówka, a Bronisław Wrocławski zachwycał swoimi monodramami.
Konkurs wypromował całą grupę niezależnych teatrów, które stały się symbolem
przemian na polskiej scenie lat 90. Przyjeżdżali tu twórcy, którzy jak Kijowski
podjęli ryzyko pracy poza instytucjami, na własną rękę. Na swoich internetowych
stronach Kijowski przedstawia ideę konkursu jako poszukiwania nowej formuły
instytucjonalnej dla teatru. Teatr ogródkowy to teatr impresaryjny i
samorządowy. Wyzbyty siedziby. Będący z pewnością jakąś formą demonstracji,
manifestu artystycznego pokolenia lat 90..
W 1998 r. Kijowski został dyrektorem Warszawskiego Ośrodka Kultury.
Zapowiadał, że dom kultury przemieni w kulturalny salon Warszawy. Po roku
zrezygnował.
- Nie mogłem kierować instytucją, która żywi się sama sobą.
Pomysł warszawskiego salonu chce teraz zrealizować w Dolinie Szwajcarskiej.
Marzy mu się rekonstrukcja drewnianego teatru, który stał tu w XIX wieku i
międzynarodowy letni festiwal, w którym Północ spotykałaby się z Południem, a
Wschód z Zachodem. - Taki Awinion Wschodu - mówi.
Na razie w przyszłym Awinionie Wschodu są problemy z trawą wydeptaną przez
widzów. Na porządną podłogę nie starczyło pieniędzy i część dolinki świeci
wydeptaną ziemią.
- Mówi pan, że grys byłby dobry? No, nareszcie rozmawiamy o konkretach. To
ile kosztuje ten grys?
O Festiwalu Teatrów Ogródkowych czytaj też w Gazecie Stołecznej
[podpis pod fot./rys.]
© Archiwum GW, wersja 1998
Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl