Gazeta Wyborcza nr 199, wydanie waw (Warszawa) z dnia 2001/08/27, dział KULTURA, str. 13
WOJCIECH OLKUŚNIK

[pagina] NA PLAŻĘ

ROMAN PAWŁOWSKI

Dziś w Warszawie finał 10. Jubileuszowego Konkursu Teatrów Ogródkowych

Paradoks o ogródkach

Z estetyka stał się dziennikarzem. Z dziennikarza - dyrektorem sezonowego teatru. W Dolinie Szwajcarskiej chce stworzyć kulturalny salon Warszawy

Mówiłem, że ma grać Strauss, a nie jakieś radio - Andrzej Tadeusz Kijowski, szef konkursu teatrów ogródkowych jest wyraźnie poirytowany dyskotekową muzyką z głośników. Na chwilę znika w kulisach zaimprowizowanej sceny i wkrótce park w Dolinie Szwajcarskiej wypełnia się łagodnymi dźwiękami walca.

Ten publicysta i dziennikarz telewizyjny od przeszło dziesięciu lat próbuje wskrzesić tradycję teatrów grających niegdyś w ogródkach przy warszawskich kawiarniach i restauracjach. Alhambra, Tivoli, Eldorado, Arkadia...

W początkach lat 90. Kijowski wymyślił i zorganizował w Warszawie konkurs teatrów ogródkowych. Małe zespoły z całej Polski występowały latem na dziedzińcach warszawskich kawiarń Lapidarium i Gwiazdeczka, później w Starej Dziekance i na Mariensztacie. Jury składające się z aktorów, reżyserów i krytyków przyznawało nagrody, których nazwy brzmiały jak tytuły wyścigów konnych: Wielka Ogródkowa, Duża Ogródkowa i Mała Ogródkowa. Dopiero w 1999 r. Kijowskiemu udało się konkurs zorganizować tam, gdzie naprawdę przed wojną stały teatry ogródkowe - w Dolinie Szwajcarskiej.

- Gdzieś tutaj Adolfina Zimajer tańczyła sto lat temu kankana - mówi Kijowski. W dolinie położonej niedaleko Alei Ujazdowskich odbywały się w XIX wieku koncerty, w teatrze Odeon występowała trupa Anastazego Trapszy, latem chodziło się do cyrku i na wrotkarnię, zimą - na najpopularniejszą w Warszawie ślizgawkę. Dzisiaj Kijowski chce przywrócić świetność temu miejscu.

- Nie interesuje mnie teatr-instytucja - wyznaje szef i dyrektor artystyczny konkursu i cytuje z pamięci „List o widowiskach” Jana Jakuba Rousseau: „Nie gódźmy się na ekskluzywne widowiska przeznaczone dla garstki ludzi, którzy zamykają się smętnie w ciemnej spelunce i trwają zamknięci i nieruchomi w ciszy i bezczynności...”.

W opublikowanej blisko dwadzieścia lat temu książce „Chwyt teatralny” Kijowski dowodził, że sztuka nie jest zawodem, ale cudem, który może zdarzyć się wszędzie. W kościele. Na ulicy. Albo tutaj, na trawie, w otoczeniu kawiarnianych stolików. - Przez dziesięć lat trwania konkursu kilka takich cudów się zdarzyło - mówi autor „Chwytu teatralnego”.

Pierwszy cud: kiedy aktorki z Teatru Miejskiego w Gdyni zagrały mimo strasznej ulewy swój spektakl „Nie przerywajcie zabawy”. Drugi cud: gdy Bronisław Wrocławski zachwycił publiczność monodramem według „Tutam” Shaeffera.

Trzeci cud: chwila, kiedy za widownią na trawie położył się lump z butelką piwa, aby obejrzeć przedstawienie teatralne.

- W 1989 r. uświadomiłem sobie, że nie ma powodu nadal żyć w niszy, jaką była szkoła teatralna, w której wykładałem. Już nie miałem wytłumaczenia przed żoną i dziećmi, dlaczego nie zarabiam pieniędzy.

Estetyk stał się dziennikarzem. Z gazet przechodzi do nowo utworzonej telewizji Polonia 1. W swoim programie rozmawia z politykami - od Kuronia do Tejkowskiego. W 1992 r. Kijowski razem z szefem staromiejskiej kawiarni Lapidarium Jackiem Kilińskim organizuje za pieniądze samorządu pierwszy konkurs teatrów ogródkowych. Na dziedziniec, otoczony dzikim winem walą tłumy. Z radnego i dziennikarza Kijowski staje się dyrektorem sezonowego teatru. Znajomość świata mediów pomaga w reklamie imprezy. Wszystkim zajmuje się sam. Żeby zbudować stronę konkursu w Internecie, uczy się komputerowego języka HTML. Kiedy trzeba, sam staje za barem i sprzedaje wino.

W ciągu dziesięciu lat przez konkurs przewinęło się ponad sto grup z całej Polski. W ogródkach występowało wielu wybitnych aktorów: Ewa Dałkowska, Jerzy Bińczycki, Mirosław Konarowski, Marta Bizoń, Jolanta Fraszyńska. Tu debiutowała Edyta Olszówka, a Bronisław Wrocławski zachwycał swoimi monodramami.

Konkurs wypromował całą grupę niezależnych teatrów, które stały się symbolem przemian na polskiej scenie lat 90. Przyjeżdżali tu twórcy, którzy jak Kijowski podjęli ryzyko pracy poza instytucjami, na własną rękę. Na swoich internetowych stronach Kijowski przedstawia ideę konkursu jako poszukiwania nowej formuły instytucjonalnej dla teatru. „Teatr ogródkowy to teatr impresaryjny i samorządowy. Wyzbyty siedziby. Będący z pewnością jakąś formą demonstracji, manifestu artystycznego pokolenia lat 90.”.

W 1998 r. Kijowski został dyrektorem Warszawskiego Ośrodka Kultury. Zapowiadał, że dom kultury przemieni w kulturalny salon Warszawy. Po roku zrezygnował.

- Nie mogłem kierować instytucją, która żywi się sama sobą.

Pomysł warszawskiego salonu chce teraz zrealizować w Dolinie Szwajcarskiej.

Marzy mu się rekonstrukcja drewnianego teatru, który stał tu w XIX wieku i międzynarodowy letni festiwal, w którym Północ spotykałaby się z Południem, a Wschód z Zachodem. - Taki Awinion Wschodu - mówi.

Na razie w przyszłym Awinionie Wschodu są problemy z trawą wydeptaną przez widzów. Na porządną podłogę nie starczyło pieniędzy i część dolinki świeci wydeptaną ziemią.

- Mówi pan, że grys byłby dobry? No, nareszcie rozmawiamy o konkretach. To ile kosztuje ten grys?

ROMAN PAWŁOWSKI

O Festiwalu Teatrów Ogródkowych czytaj też w „Gazecie Stołecznej”

[podpis pod fot./rys.]

Andrzej Tadeusz Kijowski przed spektaklem w Dolinie Szwajcarskiej


(szukano: (datawydania>=2000/09/1) AND (datawydania<2001/11/01) AND (Konkurs Teatrów Ogródkowych))

© Archiwum GW, wersja 1998
Uwagi dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl