| ||||||||||||||||||
|
|
OD CZYTELNIKÓW Monodram zamiast recitalu Komentarz do artykułu Jana Bończy-Szabłowskiego "Monodram zamiast recitalu" ("Rz" nr 200, 28.08.2001 r.). Do minionej soboty wieczór byłam sympatykiem talentu i profesjonalizmu Krystyny Jandy, pamiętając zwłaszcza jej filmy i kreacje w Teatrze Powszechnym. Niestety, licznie zgromadzeni na sobotnim recitalu aktorki warszawiacy byli świadkiem widowiska tak nieprofesjonalnego, jak żenującego. Nie oceniam tutaj sposobu wykonania piosenek, gdyż jest to rzecz subiektywna. Natomiast wpadki - nie jedna, lecz trzy! - jakie miały miejsce w trakcie trwania recitalu, sprawiały, że ludzie spuszczali oczy ze wstydu za swoją ulubioną aktorkę. Z pewnością Krystyna Janda wstydziła się jeszcze bardziej i heroicznie próbowała zachować godność i równowagę do końca występu. Jednak powtarzające się zapominanie tekstu, rozpaczliwe poszukiwanie kartek z tekstem tę "rodzinną atmosferę" przeistaczały w farsę. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że aktorka nie przygotowała się wystarczająco do recitalu i potraktowała swój występ zbyt "niezobowiązująco". Nie mogę jednak wykluczyć, że po prostu miała zły dzień i pierwsza pomyłka pociągnęła za sobą inne. Rozsypujące się kartki z tekstem dodały jedynie humorystycznego akcentu widowisku. Jednak w takim przypadku należało raczej pominąć milczeniem niefortunny występ, a nie przedstawiać go w prasie jako co najmniej udany. Grażyna Pijet (adres znany redakcji)
|