VII KONKURS TEATROW OGRODKOWYCH

JUBILEUSZ KONKURSU TEATRÓW OGRÓDKOWYCH



Ogródek jest naszym światem


Dziś na rynku mariensztackim wielkie święto. W Konkursie Teatrów Ogródkowych, zagrany będzie setny spektakl. W związku z tym, rozmawiamy z dyrektorem imprezy Andrzejem Tadeuszem Kijowskim.

Fot. ANDRZEJ MARZEC

Andrzej Tadeusz Kijowski na scenie swojego festiwalu



- Skąd wziął się pomysł zorganizowania Teatrów Ogródkowych?

To było siedem lat temu. Chyba z wolności, stąd, że po odzyskaniu pełni praw narodowych w 1989 r., kiedy pani Izabella Cywińska została ministrem kultury i sztuki, pojawiło się pytanie o to, jak sztuka ma funkcjonować.

Okazało się, że niebo jest jak w Hiszpanii, że wino kosztuje niewiele więcej od coca coli, że na wszystko nas stać, pomyśleliśmy więc, aby zrobić coś jeszcze. Ktoś rzucił hasło Đ teatrzyk ogródkowy. Burmistrz Rutkiewicz dał nam na nagrody 70 milionów. Nie zapomnieliśmy o jury. Pomyślałem o Cywińskiej. Wystarczyły dwa telefony. To były ătakie czasyÓ, jakby powiedział Adam Michnik. Przyszła Cywińska, Jacek Sieradzki, Paweł Konic. Doszedł Malajkat i Wojtyszko. Ten zestaw jury do dziś się nie zmienia.

Jakie refleksje nachodzą pana po tych siedmiu latach?

Dzisiaj jest nasze wielkie święto. Mamy setny teatrzyk. W czasie siedmiu lat odbyło się sto spektakli. Zaplanowanych było 102. Tylko dwa procent przedstawień nie odbyło się... z powodu deszczu. Mamy wspaniałe doświadczenia, jeśli chodzi o publiczność. Ludzie nie przychodzą tu, by celebrować sztukę, bo takie zachowanie jest odpowiednie w teatrze zamkniętym. Tam nie wypada wyjść w trakcie przedstawienia, a jeżeli ktoś wychodzi, jest to bardzo znaczące. Otóż w teatrze ogródkowym Đ można się spóźnić, wyjść w trakcie, nie trzeba czekać na przerwę, by napić się piwa. Czasem mylą nas z teatrem ulicznym. Ale to błąd. Bo teatr uliczny jest grą z przypadkiem, odsłania estetyczną warstwę otaczającego świata. Do teatru ogródkowego przychodzimy, żeby odpocząć, pogadać, zjeść coś i coś pięknego zobaczyć. Dobre i piękne Đ jakby grecka kalokagatea..!

Jak przez te 7 lat zmieniał się teatr ogródkowy?

Niewątpliwie się rozwija. Staje się instytucją. Od samorządowego pomysłu, jest w tej chwili moim dużym doświadczeniem, jest solidarnością z dobroczyńcami: Teresą Stanek i Markiem Rosińskim z urzędu dzielnicy Śródmieście. Tworzy się wokół nas pozytywny ruch, wspiera nas biuro zarządu miasta gminy Centrum i wojewoda warszawski oraz fundacja Batorego. Powiększyła się publiczność Đ od 30, 40 osób, które zwracały uwagę na to, co się dzieje na scenie w Lapidarium po 200, 300 osób na Mariensztacie dziś.

Czy wydarzyło się w ciągu tych lat coś, co zrobiło na panu duże wrażenie, pozytywne lub negatywne?

Wielkimi wydarzeniami było niewątpliwie pojawienie się Bronisława Wrocławskiego i Krzysztofa Raua. Również debiut Edyty Olszówki był ważnym momentem.

Na Starówce pojawiła się mafia i zamknięto Lapidarium. Lecz teatr ogródkowy przetrwał burzę. Szuka sobie miejsca. Ma nowych patronów, wierną publiczność. Cieszy się wolnością. Jest narażony na deszcze, marzy o dachu nad głową. Jak my wszyscy. Jak publiczność. Jak otaczający nas świat. Bo przecież theatrum est mundi. Ogródek także jest światem.

Rozmawiała KATARZYNA WERESZCZYŃSKA

Życie Warszawy 3.08.1998